"W pogoni za rozumem. Dziennik Bridget Jones" Helen Fielding - tłumaczenie: Aldona Możdżyńska - Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2000


15 grudnia, poniedziałek


21.30. Mmm. Pyszne to wino. Świętuję sobie w samotności i myślę o wszystkich tych pięknych ludziach, których spotkałam w tym roku, nawet o tych, którzy zrobili mi coś złego. Jestem jedną wielką miłością i miłosierdziem. Pielęgnowanie w sobie urazy cof wrozwoju.


21.45. Tera napiszte kartki.


23.20. Zrbione. Ide do skszszynki.


23.30. Spowrotem w domu. Cholern choinka. Wiem. Pójdę po noszyszki.


Północ. Taa. Lepiej. Fff. Ssspać. Ups. Przwrćłam sie.


16 grudnia, wtorek
62,5 kg, jedn. alkoholu 6, papierowy 45, kalorie 5732, czekoladowe ozdóbki na choinkę 132, wysłane kartki - o Boże, do diabła, Belzebuba i wszystkich jego podpoltergeistów.


8.30. Trochę skołowana. Godzinę i siedem minut zajęło mi ubieranie się, a jeszcze nie jestem gotowa, bo znalazłam plamę na spódnicy.


8.45. Zdjęłam tę spódnicę. Włożę szarą, ale gdzie ona jest, do jasnej nadspodziewanej? Oooj. Łeb mi pęka. Już nigdy w życiu nie wezmę kropli... O, może ta spódnica jest w salonie.


9.00 Jestem w salonie, ate tu bazjel. Chyba zjem sobie tosta. Papierosy to straszna trucizna.


9.15. Aaa! Zobaczyłam choinkę.


9.30. Aaa! Aaa! Znalazłam kartkę świąteczną, której zapomniałam wysłać. Życzenia brzmiały następująco:

 Wesołych świąt dla mojego najdroższego, najdroższego Kena. Tak bardzo Ci dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś w tym roku. Jesteś cudownym, cudownym człowiekiem, tak silnym, bystrym i łebskim z matematyki. Mieliśmy swoje wzloty i upadki, ale jeśli człowiek się chce rozwijać, nie można pielęgnować w sobie urazy. Jesteś mi bardzo bliski, zarówno na gruncie zawodowym, jak i osobistym.


 
Całuję Cię naprawdę bardzo serdecznie,
Bridget


  Kto to jest Ken? Aaaa! To księgowy. Spotkałam się z nim tylko raz i pokłóciliśmy się, bo za późno wysłałam zeznanie podatkowe. O mój Boże. Muszę znaleźć tę listę;
  Aaaa! Poza Jude, Shazzer, Magdą, Tomem itd. na liście znajdują się:

  zastępca konsula Wielkiej Brytanii w Bangkoku
  ambasador Wielkiej Brytanii w Tajlandii
  Rt. Hon. sir Hugo Boynton
  admirał Darcy
  detektyw inspektor Kirby
  Colin Firth
  Richard Finch
  minister spraw zagranicznych
  Jed
  Michael z "Independent"
  Grant D. Pike
  Tony Blair

  Kartki hulają po całym świecie, a ja nie wiem, co w nich powypisywałam.


17 grudnia, środa
Żadnej reakcji na moje kartki. Może te, które wysłałam, były w porządku, i tylko ta do Kena to był jakiś kretyński wyskok.


18 grudnia, czwartek
9.30. Właśnie wychodziłam, kiedy odezwał się telefon.
  - Bridget, tu Gary.
  - O, cześć! - zaszczebiotałam histerycznie. - Skąd dzwonisz?
  - Z pudła. Dzięki za kartkę. Była taka miła. Strasznie miła. To dla mnie wiele znaczy.
  - O, hahahahaha - zaśmiałam się nerwowo.
  - To przyjedziesz dziś do mnie?
  - Co?
  - No wiesz... ta kartka...
  - Taaak? - spytałam wysokim, spiętym głosem. - Nie bardzo pamiętam, co napisałam. Czy mógłbyś...?
  - Przeczytam ci ją, dobrze? - powiedział nieśmiało, po czym zaczął czytać, potykając się na słowach.


  Najdroższy Gary,
  wiem, że Twoja praca budowlańca bardzo różni się od mojej, ale bardzo ją szanuję, bo to prawdziwa sztuka. Własnoręcznie robisz różne rzeczy, codziennie musisz wstawać bardzo wcześnie i razem jako zespół - chociaż ta przybudówka nie jest jeszcze skończona - stworzyliśmy coś wspaniałego i pięknego. Dwoje całkowicie różnych ludzi i chociaż ta dziura wciąż jest w ścianie - od prawie ośmiu miesięcy! - to widzę, że nasz projekt się rozwija. Cudownie. Wiem, że jesteś w więzieniu, odsiadujesz wyrok, ale wkrótce to się skończy. Dziękuję za list w związku z tym nabojem i wędkarstwem i szczerze, z całego serca Ci wybaczam.
  Jesteś mi bardzo bliski, jako fachowiec oraz jako człowiek. I jeżeli ktoś w przyszłym roku zasługuje na radość i twórczy odlot - choćby w więzieniu - to tą osobą na pewno jesteś Ty.


 
Całuję,
Bridget


  - Twórczy odlot - powiedział gardłowym głosem.
  Udało mi się go spławić, tłumacząc, że się spóźnię do pracy, ale... O Boże. Do kogo ja wysłałam te kartki?


 19:00. Po powrocie do domu. Trafiłam akurat na pierwszą naradę w biurze, ktora zresztą poszła całkiem nieżle - zwłaszcza że Straszny Harold za własne nudziarstwo został oddelegowany do sprawdzania faktów - dopóki Patchouli nie wrzasnęła, że dzwoni Richard Finch z klasztoru, nastwaiła głośnik w aparacie i wszyscy musieli go wysłuchać.
  - Witaj, zespole! - powiedział. - Dzwonię, żeby się z wami podzielić swoim świątecznym nastrojem, bo tylko na tyle mi pozwolono. Chciałbym wam coś przeczytać. - Odchrząknął. - "Bardzo, bardzo wesołych świąt, najdroższy Richardzie". - Prawda, że to miłe? Parskął śmiechem. - "Wiem, że nasz związek przeżywał wzloty i upadki, ale teraz jest Boże Narodzenie i zrozumiałam, że więź między nami jest bardzo silna - pełna wyzwań, żywa, szczera i prawdziwa. Jesteś fascynującym, fascynującym człowiekiem, pełnym energii i wewnętrznych sprzeczności. Teraz, w ten świąteczny czas, jesteś mi bardzo bliski - zarówno jako producent oraz jako człowiek. Całuję, Bridget".
 Ojoj, to było coś... Aaa! Dzwonek do drzwi.
 23.00. To był Mark. Z bardzo dziwnym wyrazem twarzy. Wszedł do mieszkania i rozejrzał się z konsternacją.
  - Co tak dziwnie pachnie? Co to, u diabła jest?
  Podążyłam za jego wzrokiem. Choinka w istocie nie wyglądała tak dobrze, jak to zapamiętałam. Odrąbałam jej czubek i próbowałam ją przyciąć w tradycyjny, trójkątny kształt, ale teraz, na środku pokoju, sterczał jakiś długi, a chudy drapak z tępymi brzegami jak bardzo tanie sztuczne drzewko z wyprzedaży.
  - Była trochę... - zaczęłam tłumaczyć.
  - Jaka? - spytał z mieszaniną rozbawienia i niedowierzania.
  - Za duża - dokończyłam niezręcznie.
  - Za duża, tak? Rozumiem. Dobra, mniejsza z tym. Mogę ci coś przeczytać? - I wyjął z kieszeni kartkę.
  - OK. - Zgodziłam się z rezygnacją, opadając na kanapę. Mark odchrząknął.
  - "Drogi, drogi Nigelu!" - zaczął. - Pamiętasz mojego kolegę, Nigela, prawda, Bridget? Główny wspólnik z kancelarii. Ten gruby, który nie jest Gilesem? - Znowu odchrząknął. - "Drogi, drogi Nigelu! Wiem, że spotkaliśmy się tylko raz u Rebeki, kiedy wyciągałeś ją z jeziora, ale teraz jest Boże Narodzenie i zrozumiałam, że poprzez to, iż jesteś najbliższym kolegą Marka, w jakiś dziwny sposób stałeś się bliski i mnie. Czuję..." - Mark urwał i rzucił mi znaczące spojrzenie. - "...że jesteś mi bardzo bliski. Jesteś wspaniałym człowiekiem: wysportowanym, atrakcyjnym..." - Przypominam, że mowa tu o Grubym Nigelu. - "...pełnym życia..." - Urwał i uniósł brwi. - "...błyskotliwym i twórczym, bo bycie prawnikiem to naprawdę bardzo twórcze zajęcie, zawsze będę pamiętała, jak lśniłeś..." - Tu już się śmiał. - "...błyszczałeś... lśniłeś c u d n i e w słońcu i w wodzie. Życzę wesołych świąt mojemu drogiemu, drogiemu Nigelowi. Bridget".
  Usiadłam ciężko na kanapie.
  - No, teraz wszyscy się dowiedzą, jak się narąbałaś. - Mark wyszczerzył zęby. - Przezabawne.
  - Będę musiała wyjechać - oznajmiłam ze smutkiem. - Będę musiała na zawsze opuścić ten kraj.

HOME

Mój e-mail